Dzień 4: Singapur – Brisbane

Rano udajemy się piechotą do Chińskiego Ogrodu (Chinese Garden, Jurong Gardens), który chciałem zwiedzić skuszony pewnym zdjęciem, które zobaczyłem sporo wcześniej w Internecie. Poza pagodami, mostem łączącym ogród chiński z japońskim zwiedzamy muzeum żółwi, w którym to żyją i wykluwają się te małe gady.

Metrem wracamy do mieszkania, zabieramy bagaże i podrzucamy je na przechowanie do Patryka do pracy, a sami idziemy spacerować dalej w kierunku Marina Bay Sands. W oddali majaczą metalowe wieże-drzewa w ogrodach Gardens by the Bay. Wzdłuż deptaka poustawiane są już choinki, co przy letniej pogodzie wygląda dla nas dziwnie. Do chińskiej dzielnicy zaglądamy m.in. by napić się mleka wprost z kokosu. Na spacerowaniu po mieście mija nam większość dnia i gdy dochodzi 18 udajemy się ponownie do Patryka do pracy, by odebrać walizki.

Przed udaniem się na lotnisko idziemy wspólnie razem na kolację. Degustujemy ciasto marchewkowe, które nie jest ani ciastem, ani marchewkowe. To coś bardziej w rodzaju omleta. W smaku bardzo dobre. Do tego curry z ryżem, na które smak miałem od dłuższego czasu, a także parę innych dań i do tego wszystkiego sok z trzciny cukrowej. Pycha!

Zasiedzieliśmy się zbytnio w centrum i teraz musimy bardzo się spieszyć by odpowiednio wcześnie zjawić się na lotnisku. Nim znajdujemy stację metra, kupujemy bilety, potem jeden pociąg, przesiadka, drugi pociąg, kolejna przesiadka i w konsekwencji na Changi Airport docieramy prawie w ostatniej chwili. Na domiar złego zmienili nam terminal odlotu i musimy przedostać się do terminala 3 kolejką.  Szczęśliwie udaje nam się zdążyć z odprawą, a samolot i tak okazuje się być opóźniony.

Czeka nas kolejne 8h w powietrzu ( ponownie na pokładzie A330-200) nim znajdziemy się w Brisbane. Samolot nie jest tym razem tak pusty jak poprzedniego dnia i nie ma możliwości by się porozsiadać.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.