Baku – wietrzne miasto. Stolica, największe miasto i zarazem wizytówka Azerbejdżanu. Co ma do zaoferowania, czym przyciąga i jakie jest?
Obserwując przez okno lwowskiej knajpki jaka aura panuje na zewnątrz miałem chwile zwątpienia czy wieczorny samolot do Baku ma szansę dziś wystartować. Spojrzałem szybko na stronę odlotów w internecie i większość samolotów, szczególnie w kierunku Unii Europejskiej była przełożona lub odwołana. Nie wróżyło to dobrze. Ale co tak właściwie działo się za tym oknem? Zatem od początku..
Wysiadając tuż po 6 rano we Lwowie z pociągu relacji Kijów – Iwano-Frankowsk przywitał mnie mróz, leżący na ulicach śnieg do kostek i wciąż sypiący, zacinający w twarz. Zazwyczaj lubię taką pogodę, ba uwielbiam jeśli w pobliżu mam narty i trochę stromego terenu. Tym razem jednak miałem lecieć do Iranu. Ciepłe ubrania ograniczyłem do minimum i jedyne co stało między mną, a pogodą była kurtka zimowa, czapka, szal i rękawiczki, z którymi już wkrótce miałem się rozstać.
O dziwo i na całe szczęście samolot do Baku jest jednym z niewielu, które przy takiej pogodzie startują. Ale jak startują! Pierwszy raz będąc na pasie startowym widziałem go w stanie nieodśnieżonym. Samolot dosłownie startował ze śniegu! Trzymałem w duchu kciuki żeby przed osiągnięciem prędkości startowej nie wpadł w poślizg bo, choć może to być fascynujące doświadczenie, driftowanie samolotem wolałem przełożyć na inny dzień.
Sam lot był o tyle ciekawy, że jego większość, włącznie z posiłkiem udało mi się przespać. Lądowanie o 2 w nocy to nie jest dobra godzina. Na szczęście po bezproblemowej odprawie paszportowej lotnisko przygarnia strudzonego wędrowca najlepiej jak umie – oferując niesamowicie wygodne sofy, w odludnej części lotniska. Przez nikogo nie niepokojony śpię do prawie 9!
Samo lotnisko jest nowe, bardzo przestronne, eleganckie i co najważniejsze – wygodne.
Autobus do centrum miasta odjeżdża przez całą dobę z różną częstotliwością (co 30 minut w ciągu dnia). Bilet kosztuje 2 manaty, a czas jazdy zależy od korków, które szczególnie w godzinach wieczornych paraliżują centrum miasta.
Wysiadam w okolicy dworca kolejowego i stamtąd ruszam piechotą zwiedzać miasto. Pogoda – jakże odmienna od tej lwowskiej. Co prawda Azerowie chodzą nawet i w czapkach, ale te 16C i słońce pozwala mi choć na chwilę pobyć w samej koszulce z krótkim rękawem.
Kieruję się w stronę placu Heydara Aliyeva – byłego prezydenta, który jakżeby inaczej, ma tu swój pomnik. Dalej mieści się Qis Park i bulwar, którego zwieńczenie stanowi ściana wieżowców. Manhattan to nie jest ale i tak prezentuje się bardzo ładnie.Wzdłuż alei ciągną się za to pięknie, zadbane, neoklasycystyczne budynki. Przyznam, że pierwsze wrażenie jakie wywiera Baku jest bardzo pozytywne.
Iczeri-Szeher czyli Wewnętrzne Miasto to atrakcja sama w sobie. To serce i dusza Baku. Tutaj mieszczą się najważniejsze zabytki stolicy – Meczet Muhammada z XI w., Meczet Piątkowy, Baszta Dziewicza (Qiz qalasi) i Pałac szachów Szyrwanu (Sirvansahlar sarayi). Jednak to nie zabytki stanowią o uroku tego miejsca, a wąskie uliczki skrywające tajemnice i historie minionych epok. Warto dać się ponieść przygodzie i zagubić w tym labiryncie mijając po drodze małe sklepiki czy sklepy z pamiątkami, w których główne skrzypce stanowią dywany. Zdecydowanie duch Azji Środkowej jest tutaj obecny i daje o sobie znać.
Z zabytków i atrakcji Wewnętrznego Miasta decyduję się na Dziewiczą Wieżę i Pałac szachów (bilety studenckie do kupienia z kartą EURO 26). W tym miejscu warto nadmienić, że nazwa miasta pochodzi o perskiego Badkube, co oznacza „uderzenie wiatru”. Da się to odczuć szczególnie na szczycie wieży, która pomimo, że jest obudowana szybami to nadal nie powstrzymuje to całkowicie podmuchów. Widok jednakże rekompensuje tę małą niedogodność. Panorama miasta robi wrażenie. Soczyście błękitne niebo z jednej strony łączy się z ciemnym granatem Morza Kaspijskiego, a z drugiej z także morzem, tyle że budynków i kamienic.
U podnóża ciągnie się szerokie nabrzeże i park – wymarzone miejsce na spacer. Morze Kaspijskie leży w 28 metrów poniżej poziomu morza, stąd też i Baku znajduje się w depresji.
Jednym z ostatnich miejsc jakie odwiedzam w mieście jest Centrum Heydara Aliyeva, które mieści w sobie halę audytoryjną, galerię i muzeum. Ważniejsze jest jednak to jak prezentuje się z zewnątrz, a robi to iście okazale. W ten sposób na stałe wpisało się w panoramę Baku i bardzo szybko stało się jednym z jego symboli.
Wracając już na powrotny autobus wstępuję jeszcze szybko na targ. Uwielbiam azjatyckie bazary, gdzie świeże, dojrzałe owoce mieszają się z zapachem przypraw. Feeria barw dla oka.
Mimo, że w Baku spędziłem zaledwie kilkanaście godzin, miasto bardzo przypadło mi do gustu. Zdaję sobie sprawę, że przy dłuższym pobycie ukazałoby swoje mniej turystyczne oblicze ale na pierwszy raz sprawiło bardzo pozytywne wrażenie. Jest czyste, zadbane, nowoczesne i bogate.