Tuż przed podróżą do Azerbejdżanu i Iranu postanowiłem wybrać się po raz kolejny do Kijowa, tym razem by odwiedzić strefę zamkniętą – Czarnobyl.
Z Lwowa do stolicy docieram nocnym pociągiem – plackartnym. To moja ulubiona forma podróżowania po krajach wschodu. Nie dość, że tanio i wygodnie to można się wyspać i zaoszczędzić na czasie przemieszczając się nocą.
Kijów wita mnie pochmurną i chłodną pogodą, a że byłem już w nim parokrotnie to zabijam czas siedząc i czekając, aż będę się mógł zameldować w hostelu.
Popołudniu natomiast ruszam na sentymentalny spacer po mniej lub bardziej znanych miejscach. W przejściu podziemnym pod Majdanem robię zdjęcia do wizy, które jak się potem domyśliłem i tak nie będą potrzebne, ale za taką cenę na pewno i tak kiedyś się przydadzą. Wieczór spotykam się ze znajomymi na przepyszne grzane wino. Grzane wino czyli glintwej (глінтвейн) po ukraińsku to słowo klucz. Warto zapamiętać! Tego lokalu, do któego się udajemy jeszcze nie znałem ale na pewno będę tu częściej zaglądał gdy powrócę pewnego dnia do Kijowa. A propos powrotów to na lunch wpadam do znanej z poprzedniej wizyty knajpki na przepysznego burgera z herbatą imbirową.
Nazajutrz natomiast główny cel mojej wizyty w Kijowie, czyli wycieczka do Czarnobyla.
Obecnie dostanie się do zony stało się bardzo proste i odbywa się właśnie w formie wycieczek. Kosztują one moim zdaniem niemało (od 100$) ale uważam, że zdecydowanie warto. Jesień jest ku temu jedną z lepszych pór roku, bo nie ma liści na drzewach i wszystkie obiekty są dobrze widoczne. Jedynym minusem jest temperatura i krótki dzień. Osobiście polecałbym marzec, gdy jest już cieplej, a nadal bez liści.
By wjechać do strefy zamkniętej należy przejść przez kontrolę. Podczas pierwszej z nich sprawdzane są paszporty i dane na liście przepustek. Te muszą się zgadzać. Jest sobota, więc ludzi chcących wjechać jest naprawdę dużo i zajmuje nam to paręnaście minut. Przy następnych checkpointach idzie szybciej i już tylko przewodnik wychodzi z busa.
Bardzo się spieszyłem by zwiedzić Czarnobyl i zobaczyć reaktor zanim zostanie na niego nasunięty obecnie budowany sarkofag. Niestety praktycznie się spóźniłem, bo od dnia, w którym przyjechałem droga prowadząca obok sarkofagu została zamknięta i rozpoczęły się przygotowania do przyjęcia vipów i nasunięcia sarkofagu na reaktor. Plusem tej całej sytuacji był fakt, że dzięki temu przejechaliśmy przez czerwony las, który dotąd był zamknięty dla turystów, ponieważ… był zbyt niebezpieczny. Jak to dobrze, że z dnia na dzień stał się bezpieczny.
Kilka osób z grupy miało wypożyczone dozymetry i mierzyło promieniowanie. Przez większą część czasu było ono niższe niż w Kijowie, a wszystko dlatego, że podczas katastrofy cały wiatr zniósł radioaktywną chmurę na Białoruś. Drugim powodem było to, że Czarnobyl został dokładnie wyczyszczony. Położono nową nawierzchnię, ściągnięto pół metra ziemi i przygotowano Prypeć do ponownego zamieszkania. Do tego ostatniego niestety nigdy nie doszło, ponieważ pomimo, że promieniowanie jest praktycznie znikome i odwiedzanie Czarnobyla nie stanowi zagrożenia dla zdrowia, o tyle nie nadawało się ono do stałego przebywania. Jednak do trzydziestokilometrowej strefy obecnie dopuszczono już kobiety w ciąży i tak naprawdę sporo ludzi ją zamieszkuje. Głownie są to pracownicy w jakiś sposób powiązani z elektrownią i budową sarkofagu.
Tak więc jedynie w czerwonym lesie i tak zwanych hot spotach liczniki Geigera odzywają się i zaczynają piszczeć. Od czasu do czasu sprawdzamy podejrzane przedmioty i miejsca w poszukiwaniu zwiększonego promieniowania ale nawet porzucone, obrośnięte mchem buty zdają się nie być napromieniowane. Wyjątkiem jest tutaj ogromny metalowy chwytak, którym podnoszono skażony materiał i wewnątrz niego licznik pokazywał nawet ponad 150μS.
Podczas wycieczki zwiedzamy opuszczone miasto Prypeć. Ulica, która obecnie prowadzi do i przez miasto mieści ledwo jednego busa. Ze zdziwieniem słuchamy, że kiedyś to była droga dwupasmowa. Wszystko przez te trzydzieści lat zdążyło doszczętnie zarosnąć.
Wchodzimy między innymi do teatru, kina, oglądamy portrety radzieckich przywódców, które nadal oczekują na swoją paradę majową. Tak samo jak i wesołe miasteczko nigdy nie oddane do użytku. Wszystko to miało się odbyć już za parę dni. Niestety katastrofa pokrzyżowała plany. Budynki i mieszkania są bardzo zniszczone. Pozostało w nich tylko sporo szkła, gruzu i co najwyżej puste szafki. To niestety nie skutki katastrofy tylko turystów, którzy od wielu lat przyciąga Czarnobyl.
W przedszkolu i szkole straszą poukładane w dziwne pozy lalki, zeszyty i puste szafki. Basen o dziwo był czynny do 1998 roku i służył pracownikom elektrowni, bo ta nie została zamknięta od razu po wybuchu tylko pracowała z powodzeniem do roku 2000. Została zamknięta z powodu europejskich nacisków. Ukraina w każdym razie tylko na tym skorzystała, bo ukończony nowy sarkofag kosztował prawie miliard dolarów i został pokryty z pieniędzy unijnych. Do tego Ukraińcy otrzymali nowe reaktory w innych swoich elektrowniach.
Pod koniec przechadzki po mieście wchodzimy jeszcze na 16 piętro wieżowca, skąd rozpościera się panorama na całe Polesie aż po Białoruś, a także na reaktor i Oko Moskwy. Do tego ostatniego także się udajemy. Tak naprawdę po dziś dzień nie wiadomo w jakim celu zostało ono zbudowane jednak przypuszcza się, że był to radar zdolny wykryć rakiety balistycznych dalekiego zasięgu. Oko Moskwy (Douga 3, Chernobyl 2) to tylko odbiornik. Nadajnik znajduje się 60km dalej.
Pomimo, że Czarnobyl jest strefą wyłączoną to po dziś dzień zamieszkują ją ludzie. Są to głównie ci, którzy zostali stąd wysiedleni i powrócili do swoich domów. Pozwolono im zostać pod warunkiem, że mają więcej niż 60 lat i są na emeryturze. O dziwo średnia ich życia jest wyższa niż w reszcie kraju i generalnie cieszą się oni dobrym zdrowiem.
Pomimo skażenia zonę zamieszkuje 300 wilków, które żyją sobie w niej nie niepokojone przez człowieka – jest to największa populacja tego gatunku na jednym obszarze.