AEP-GRU-MXP, BGY-KRK

Bardzo niestety nadszedł mój koniec, a raczej koniec mojej pierwszej wizyty w Ameryce Południowej. Wizyty, w którą bardzo długo nie mogłem się wczuć i zacząć nią żyć w pełni, jak to robiłem dotychczas podczas innych wyjazdów. Gdy jednak złapałem już to „coś”, tym trudniej jest mi teraz wrócić. Bo mimo tego, że wracam do domu to ciężko się cieszyć, gdy zostawia się znajomych, z którymi dzieliło się trudy drogi, którzy byli oparciem i służyli pomocą w trudnych chwilach oraz gdy najzwyczajniej wraca się z temperatury 35C do zaledwie marnych paru stopni. Nawet przesiadka na lotnisku w Sao Paulo Guarulhos to już nie to samo co w pierwszą stronę. Wasze zdrowie Maćku i Paulino!

Kilkanaście godzin lotów i tak oto ląduję w Mediolanie na lotnisku Malpensa. Nie mam jeszcze nigdzie znalezionego noclegu, więc zostaję chwilę dłużej w terminalu i rezerwuję coś na szybko. Nie wiem czy moje ociąganie się czy też coś innego przykuło uwagę tajniaków, którzy to postanawiają mnie sprawdzić bardzo dokładnie przy opuszczaniu strefy bagażowej lotniska. Co ciekawe nie sprawdzają w ogóle opakować z yerbą, w których mogłoby się kryć wszystko ale przeglądają dokładnie butelki z winem, czy w środku czasem nie pływa coś podejrzanego. Po paru minutach puszczają mnie dalej.

Przemieszczam się najpierw do centrum Mediolanu, a następnie do Bergamo, gdzie nieopodal lotniska mam nocleg. Nawet jak na Włochy pogoda jest bardzo przeciętna, żeby nie powiedzieć, że gorsza niż w styczniu.

Rano, gdy wyruszam na zwiedzanie Bergamo, chmury są zawieszone nisko, momentami lekko mży i jest zdecydowanie chłodno. Męczące są dla mnie ostatnio takie przesiadki, gdy wraca się już do domu z miejsca docelowego, gdy zobaczyło się już wszystko co się planowało i trzeba jakoś zabić czas pomiędzy lotami.

Na szczęście w końcu nadchodzi czas mojego lotu do Krakowa. Przepakowuję plecak nadając tylko 15kg bagażu, a resztę biorę do worka na śmierci, który dostałem od Rodrigo i zarzucam do wszystko pod ponczo, które jest dość długie. Przesiadanie się z tradycyjnych linii do tak zwanych tanich jest zawsze bolesne ze względu na mniejszą ilość miejsca do dyspozycji. Krótko mówiąc jest ciasno i taka przesiadka jeszcze bardziej uwypukla tę różnicę.

Zniżając się do lądowania przelatujemy nad Wisłą, Szczyrkiem, Beskidem Małym i już widzę, że ze śniegiem słabo i nie ma co liczyć na skitury. Zima znów się nie udała. Pozostaje czekać do lata, aż te 35C i u nas stanie się rzeczywistością.

img_2005-jpgimg_2000

 

Mediolan

W końcu nadszedł ten dzień, w którym zmierzam do Ameryki Południowej. Dotychczas parę razy miałem w planach się tam wybrać, a ostatecznie jednak zawsze lądowałem w Azji, którą notabene uwielbiam, darzę ogromnym sentymentem, tęsknię i wspominam.

Zanim jednak moja stopa postanie na południowoamerykańskiej ziemi przyjdzie mi jeszcze trochę poczekać, ponieważ właśnie zmierzam do Mediolanu, skąd mam kolejny lot. Szykuje się długa podróż z długimi stopoverami. Niedziela to przelot z Modlina do Bergamo, poniedziałek z Mediolanu do Sao Paulo, wtorek z Sao Paulo do Buenos Aires i w środę z Buenos do Ushuaia. Szykuje się męcząca podróż, choć nie zdawałem sobie jeszcze sprawy jak bardzo.

Przyznam szczerze, że Mediolan średnio mnie pociągał, bo byłem w nim już dwukrotnie i już podczas drugiej wizyty postanowiłem odpuścić zwiedzanie miasta i wybrać się na północ, w Alpy. Teraz jednak miałem zamiar zostać w mieście.  Ale po kolei..

Pierwszy raz lecę z Modlina i wydawało mi się, że to lotnisko położone jest bliżej Warszawy, a tu trzeba sobie doliczyć prawie godzinę (autobusem) na dojazd. Okęcie pod tym względem jest zdecydowanie wygodniejsze i można dojechać autobusem miejskim znacznie taniej.

Co do samego lotniska to ani nie zachwyca, ani nie odrzuca, choć kolejka do security na 20 min stania. Dobrze, że do samolotu szło się pieszo bo pakowanie ludzi do autobusu aby ich przewieźć 50 metrów moim zdaniem mija się z celem.

Lotu Ryanairem nigdy nie można traktować w kategoriach rozrywki więc nie ma się nad czym rozczulać. Choć przyznam, że podobało mi się, gdy pilot na początku informował o dobrej pogodzie na trasie, a przy zejściu do lądowania był mały rollercoaster. Lubię takie atrakcje, przynajmniej się coś dzieje. Nie wiem tylko czy dziewczyna pod oknem, która leciała pierwszy raz i trochę się bała przed starem podziela moje upodobanie do turbulencji. Z kolei obok mnie siedział sympatyczny Włoch, który przylatuje sukcesywnie do Polski do dziewczyny i uczy się polskiego. Bardzo mnie zawsze ciekawiło jak wyglądają książki do nauki języka polskiego. Dziwnie się taką książkę ogląda, gdy rozumie się wszystko i nie trzeba czytać poleceń by wiedzieć jak rozwiązać dane ćwiczenie.

Z lotniska za 5€ autobusem jadę do centrum Mediolanu i zmierzam do hotelu. Po drodze wrzucam w siebie na szybko kanapki i maszeruję. Jest ładnych kilka stopni cieplej niż w Polsce ale nie wiem czy na tyle by o 22 jeździć na rolkach w krótkich spodniach.

Wejście do hotelu jest bardzo zamaskowane, ponieważ najpierw należy wejść do kamienicy i dopiero na dziedzińcu znajduje się wejście.

Następnego dnia, po skromnym śniadaniu wyruszam na zwiedzanie Mediolanu. Bardziej zależy mi na zabiciu czasu i przeczekaniu do wieczora aniżeli na zwiedzaniu miasta, w którym już bywałem wcześniej. Nie mniej jednak nie pierwszy ogień kieruję się do centrum, na Piazza del Duomo, przy którym mieści się słynna katedra – Duomo oraz Galleria Vittorio Emanuele II.

IMG_0069_a

IMG_0008

Poprzednim razem nie byłem na dachu katedry, więc tym razem wykupuję bilet na całość tj. katedrę wraz z kryptami, taras oraz jakieś dwa inne muzea (11€). Cena mało atrakcyjna ale zarazem niewiele wyższa niż gdybym kupił wstęp tylko do samej katedry. Zapomniałem już, że obok głównego wejścia do katedry znajduje się bezpłatne dla wiernych ale nie wiem w jakiej cenie jest wówczas wstęp na dach. Widok jest rzeczywiście piękny i pomiędzy gotyckimi wieżyczkami katedry, ponad dachami pokrytymi czerwoną dachówką rozciąga się przepiękna panorama sięgająca aż po ośnieżone alpy.

IMG_0035_a

IMG_0043_a

IMG_0050_a

Z Duomo udałem się przez Zamek Sforzów (Castello Sforzesco) i Park Sempione aż do Cmentarza Monumentalnego, który niestety był w poniedziałek zamknięty. W związku z tym wróciłem do centrum, a po drodze wstąpiłem na włoską pizzę – taką na cienkim cieście, bardzo odmienną od tego, co serwuje i jada się w Polsce. Tutaj szczerze muszę stwierdzić, że pizza niczym nie powalała i osobiście znam kogoś, kto robi znacznie lepsze – najlepsze!

IMG_0004

Podszedłem również pod kościół Santa Maria delle Grazie, w którym znajduje się obraz Leonarda da Vinci – Ostatnia Wieczerza. Tutaj byłem już przygotowany na rozczarowanie i wiedziałem, że kościół jest zamknięty. W drodze do hotelu po bagaż zahaczyłem o te dwa dodatkowe muzea, które przysługiwały (muzeum i kościół Św. Gottarda).

IMG_0063_a

Nie wiem jak, dlaczego ale czuję, że chyba naciągnąłem sobie jakiś mięsień czy ścięgno w nodze i zaczynam utykać, zaczyna boleć. Nie ma to jak pierwszego dnia, chodząc po mieście skrzywdzić sobie nogę. Zapis trasy marszu z GPS.

Na lotnisko docieram ponad 3h przed odlotem, pakuję niepotrzebne rzeczy do plecaka i odprawiam się. Pani w check-in pyta czy to jakaś większa wycieczka Polaków bo podobno sporo nas co rusz leci do Patagonii i Ziemi Ognistej. Odpowiadam, że nic zorganizowanego ale w najbliższym czasie pewnie sporo nas tam poleci.

Idąc do kontroli bezpieczeństwa zauważam, że jedna z kart pokładowych (dostałem od razu wszystkie trzy) jest wystawiona na Maćka i wracam ją wymienić. Po przejściu przez kontrolę rozsiadam się przed bramką i docierają do mnie głosy rozmów po polsku. Okazuje się, że na pokładzie Dreamlinera 787 LAN do Sao Paulo będzie nas spora grupka. Wszyscy lecimy dzięki jesiennej promocji LAN’u. Nie mogąc zasnąć w samolocie gromadzimy się między rzędami i rozmawiamy przez chwilę dzieląc się przeżyciami z poprzednich podróży i pomysłami na kolejne.