Dzień 6: Semuc Champey

Zaraz z rana udajemy się do Semuc Champey czyli naturalnie utworzonych turkusowych jeziorek w formie skalnych progów na rzece Cohabon. Droga jest bardziej kręta i stroma niż ta do Lanquin ale po 40 minutach docieramy na miejsce. Gdzieś w głowie pojawia się nuta wątpliwości czy damy radę wyjechać pod te górki z powrotem ale odrzucamy te myśli i ruszamy na rozeznanie okolicy. Tuż po wejściu na teren parku (50Q) kierujemy się stromą ścieżką w stronę punktu widokowego, który osiągamy po 15 minutach. Z góry roztacza się piękna panorama na dżunglę i przecinający ją szmaragdową, krystalicznie czystą rzekę. Po zejściu udajemy się do miejsca, gdzie rzeka płynie wartko wąskim kanionem, a następnie znika pod ziemią. Na powierzchnię wypływa znów kilkaset metrów dalej., gdzie tworzą się wspomniane wcześniej małe jeziorka. W niektórych miejscach jest możliwość ześlizgnięcia się z progu jak ze zjeżdżali i zjechania do tych położonych niżej. Jest tak ciepło, że nie fatyguję się by zdjąć ubranie i wskakuję do wody tak jak stoję.

Idąc przez mały drewniany mostek słyszę, że coś spadło na ziemię. Gdy tam spoglądam, zauważam około 2,5-3 metrowego węża o bardzo jaskrawozielonym ubarwieniu, który po chwili odpełza w zarośla.

Tuż za mostem, z którego skaczą tubylcy mieszczą się jaskinie (70Q) jednak ze względu na brak chętnych nie udało mi się wejść. Wszędzie kręcą się dzieciaki sprzedające krążki czekolady zawinięte w folię aluminiową. Dookoła rosną kakaowce więc wszystko jest domowej produkcji. Kupujemy trzy (5Q). Czekolada w smaku zupełnie nie przypomina takiej jaką znamy ze sklepów. Przede wszystkim jest bardzo słodka, cienka i krusząca się. Krótko mówiąc pyszna.

Wbrew obawom dojazd do Lanquin zajmuje nam zaledwie 25 minut. Jest jeszcze wczesna godzina temu też decydujemy się pojechać do Coban co jest chyba słuszną decyzją, jako że nadchodzą ciemne chmury, a później ulewny deszcz.

Korzystając z obecności supermarketu w Coban kupujemy prawie 15 litrów napojów, które mamy potem ciężko donieść do samochodu, który zaparkowaliśmy bardziej w centrum. Wieczór udajemy się do kawiarenki internetowej (5Q/h), których jest w mieście na pęczki i kopiujemy zdjęcia. Wracamy już po zmroku. Ulice są zupełnie puste, sklepy pozamykane stalowymi kratami lub bramami. Na szczęście to tylko 300 metrów, a tuż obok znajduje posterunek policji.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.